piątek, 31 stycznia 2014

Bi - Es

Jakiś czas temu zarejestrowałam się na stronie www.SampleCity.pl. SampleCity - Centrum Testowania Bezpłatnych Produktów, to firma, która bezpłatnie dostarcza oryginalne, pełnowartościowe produkty i ich próbki do odpowiednio wyselekcjonowanych Testerów. Ja rejestrując się tam i wypełniając różne ankiety produktowe zostałam testerem i dzięki temu od początku stycznia mam przyjemność testowania zapachów marki Bi – Es. Przyjemność jest tym większa, że zapachy – 3 różne, są w moim guście. W paczce, którą otrzymałam od SampleCity, były 3 pełnowartościowe, oryginalne wody perfumowane o pojemności 100 ml. Opakowania bardzo ładne, w stonowanej kolorystyce, ale nie to jest najważniejsze. Zapachy:

1)Moi – jak podaje producent na swojej stronie www.urodapolska.eu, jest to zapach orientalno – korzenny. I rzeczywiście, da się tu wyczuć delikatne piżmo i drzewo sandałowe. Jednak zapach nie jest ciężki i mdły. Jest dość delikatny i subtelny, ale bardzo przyjemny. Myślę, że będzie idealny na spotkanie biznesowe, do pracy czy na uczelnię.

2)Miss Belle – zapach bardziej słodki, romantyczny, ale nie duszący. Idealnie nadaje się na romantyczny wieczór, randkę. Dla młodych dziewczyn i dojrzałych kobiet.

3)Experience – z serii Made with Swarovski elements. Flakonik ozdobiony jest małym kamyczkiem Swarovskiego. Zdecydowanie mój faworyt. Rześki, kwiatowo – owocowy zapach. Bardzo wyczuwalny jest zapach frezji i bergamotki. Wystarczy niewielka ilość by cieszyć się pięknym zapachem przez cały dzień. Woda jest naprawdę trwała. Zapach nie jest agresywny, ale bardzo intrygujący. Zapach na dzień jak i na wieczór. Ja zakochałam się w nim od pierwszego użycia.

I jest jeszcze coś, co bardzo zachęca do nabycia tych zapachów – cena. Bardzo przystępna, myślę że na każdą kieszeń, więc wszystkie, bez ograniczeń możemy cieszyć się pięknym światem zapachów Bi – es.

piątek, 24 stycznia 2014

Próba

Nie wiem co się Panu Mężowi stało, ale zawarł się w sobie i poszedł spać do Ssaka. Mnie oddelegował do sypialni, niestety ciepłą kołdrę zabrał że sobą. Chyba postanowił pokazać Ssaków, kto tu rządzi. Na razie udało się odłożyć płaczącego Młodego do jego łóżeczka i sprawić by tam zasnął. Nie było żadnych awantur, płaczu. Obadamy rano kto przetrwał

środa, 22 stycznia 2014

Dzieci

Dzieci - przyczynek naszych radości i smutków, naszej dumy i poczucia porażki. Dzieci - istoty breżnbez których życia sobie nie wyobrażamy, choć wiemy że było by spokojniejsze, łatwiejsze. Dzieci - odbiorcy naszej bezgranicznie i bezwarunkowej miłości, choć czasemmmamy ochotę udusić... Ssak - meczydusza bez sumienia. Miauczy w dzień, miauczy w nocy, wciąż mamy uwieszony. W sobotę zaczął porzucać stan pełzaczy a właściwie czołgaczy, na rzecz czworaków. Jeszcze nie zawsze mu to wychodzi, ale wprawy nabiera coraz większej i już prawie biega.opanował też stolik kawowy, więc nie ma mowy o wypiciu kawki przed telewizorem. Choć tak naprawdę nie pamiętam kiedy tak ostatni raz piłam kawę. Zębów 4 już ma, a 2 kolejne pchają się na zewnątrz. Ani chwili spokoju i odpoczynku. Noce kolorowe i generalnie mało senne. Młodsza - urodzona artystka. Dziś w przedszkolu z okazji Dnia Babci i Dziadka były Jaskółka. Młoda była, a jakże, Mają. Ubrana w niebieski welon i suknię, z Józefem u boku i Jezuskiem -Lila na kolanach czekała dumnie na występy.. A gdy tylko aparaty skierowały się w jej stronę, buziępprzyozdabiała wuśmiech. JakojJako jedyną mówiła sama wersji wierszyka i znała wszystkiekkolędy. Nic a nic się nie bała, nie krępowła, jakby na sscenie występowała codziennie. Pięknie to wyszło. Jestem z niej dumna! Starsza - jej poświęcić trzeba oddzielny post, bo jest tego warta..

środa, 1 stycznia 2014

2014

Nowy Rok nastał, to dobry czas by znów tu powrócić. W poprzednim różnie się działo, ale najważniejsze były narodziny Ssaka. Reszta jakoś się kula, choćto koło jakieś takie kwadratowe i z górki raczej nie było. Ale to za nami. Przed nami wiele szans na lepsze jutro. A wczoraj mieliśmy szampanskiego, pidżamowego Sylwestra. Było jedzenie, był jabłkowy szampan z przymrużeniem oka, a przede wszystkim były taneczne szaleństwa. Nikt się nie oszczędzał, nawet Czarny Pies, bijąc wszystkich merdajacyym ogonem, dołączył do nas. Ssak spał, ale o 21 zrobiony gromkie śmiechem sióstr i skończonym rytmem muzyki, zapragnął z nami pobycie. Przywiązanie Nowego Roku nastąpiło trochę szybciej, bo przed 22, ale czy zawsze musimy tak jak wszyscy? ;-) Najważniejsze, że i działa i rodzice szczęśliwi. I oby nam wszystkim tak dobrze sie darzyło, jak w naszej zabawie :-) A i Ssaków wyszedł dziś 3 ząb czyli jak na razie średnia to jeden ząb w jeden tydzień

poniedziałek, 23 września 2013

Armagedon

Wczoraj nastąpił dla mnie armagedon, istny dzień swira i dziwię się, że u tych swirow nie wylądowałam. Ssak po prostu przechodził sam siebie. Już w nocy z soboty na niedzielę było ciężko. Często się wybudzał, popłakiwał, generalnie spać za bardzo nie dał. Niedzielę przywitał o dziwo dość późno, bo o ,7.15 i w nawet dobrym humorze, ale z godziny na godzinę było coraz "weselej". Nie chciał spać, tzn chciał, ale nie spał. Przy cycu zasypiał, po odłożeniu do lozeczka, dosłownie po minucie się budził. W chuscie pospał raptem 40 minut, tak więc ok 14 był już rozwrzeszczany na maksa. Do tego Diablice niewiele mu ustępowały w drodze do tyt Mistrza Doprowadzania Mamy do Szału. Darły koty co chwila, Starszej co chwila coś nie odpowiadało i wyła, Młodsza co sekundę coś jeść, pić, coś słodkiego, wytrzeć nosa, pupę i co tam jeszcze do głowy wpadło. I to teraz, natychmiast... Aaaaa Na samo wspomnienie czacha dymi. Panmąż rano wstał ładnie na śniadanko,powsciekal się trochę z Diablimi przy muzyce, potrzymał Ssaka, by by matka mogła swe sianko umyć i zaległ procenty nabyte w nocy, ulatniać. I żadne trzęsienie ziemi, żadne bombardowanie nie miałoby mocy, by wyrwać Go z tego stanu. Za to ja po obiedzie byłam gotowa rzucać talerzami, o dziwo pustymi, bo wymiotły wszystko, do ostatniego ziarenka kaszy. Aby nie tracić i tak małoliczebnej zastawy, zaordynowałam wypad do parku. Pogoda taka sobie, ale nadzieja podpowiadała, że chociaż Ssak pospi i będzie ze dwie godzinki spokoju. Taaa, całe 30 minut... Ale choć Starszyzna wyszalała się, a Panu Mężowi świeże powietrze pomogło do końca ulotnić procenty. A propos PanaMęża. Od jakiegoś czasu, z różnych przyczyn przebywa na zwolnieniu lekarskim. Jego pracodawcy, którydoprowadził Pana Męża do ostateczności i takiego stanu, że pójście na zwolnienie było koniecznością, nie podobało się. Skorzystał więc z pierwszej nieuwagi PanaMęża i wysłał pismo do ZUSu o sprawdzenie zasadności zwolnienia. Dupek, a właściwie dupki (łagodnie nazwani, bo to łagodny blog), nie dość, że nie płacą należnych pieniędzy, to jeszcze próbują całkiem zniszczyć człowieka. Na szczęście, choć wolałabym, by było inaczej, L4 nie jest lewe i po krótkiej rozmowie , lekarz orzecznik życzył Panu Mężowi powodzenia w leczeniu. Ciekawe co dalej będą kombinować by nie wypłacić kasy... A Staś wychodzi na to, że ma alergię programową. Objawia się właśnie bólami brzuszka, niepokojem, płaczem, żadnej wysypki, zaczerwienienia. Pierwszy znaleziony alergen to pietruszka. A w lodówce stoi 5 sloiczkow z pyszną, mamusią sypi ą benzynową, właśnie z pietr

niedziela, 15 września 2013

Nadrabiamy

Sezon chorobowy czas zacząć! I to pełną parą. Od miesiąca ciągle coś. Najpierw Pan Mąż przyniósł do domu wirusa jelitowego i wszyscy go przeszliśmy. Potem zaczął się katar Młodszej, zakończony zapalWeniem płuc i 2 antybiotykami. Zapalenie przeszło na mnie i od 2 tygodni nie mogę się wyleczyć. Antybiotyk skończony, a na płucach ciągle złogi. We środę mam zrobić rtg płuc i jeśli nadal coś tam będzie, to drugi antybiotyk pójdzie w ruch. Tym razem silniejszy i Ssaka będzie trzeba od cyca odstawic. Próbuje wszystkiego już, by to nie było konieczne i wczoraj Pan Mąż postawił mi bańki. Dziś więc zalegam w wyrku, na ile to możliwe, a żeby było to możliwe, dziewczyny poszły do babci i dziadka. Ssak też chory. Kaszle potężnie. Niby nic nie słychać na płucach czy oskrzelach, ale dostał antybiotyk. I jest ostatnio nie do zniesienia. Płacze, krzyczy cały czas, tylko na rekach, nie da się odłożyć, bo dosłownie zaraz spazmow dostaje. Wieczorem zasnie normalnie, ale po 2 godzinach się budzi i nijak go uśpić. Do cyca chce, smok to wróg publiczny, najlepiej razem z matką do dużego łóżka się wpakować. Mam nadzieję, ze to przez chorobę, choć pewnie też i ja go do tego przyzwyczaiłam. Chcialam szybko wyzdrowiec, no i sił mi brakowało na normalne funkcjonowanie, więc brałam Ssaka do łóżka i nawet w dzień tak spalismy. Ale już za chwilę wstawimy lozeczko do Jego docelowego pokoju i jak tylko wyzdrowieje, będzie się uczył samodzielnego spania. Poza tym Sto już nie do końca Ssak :-) Od 3 tygodni zajada sięobiadkami i owockami z lyzeczki. Przez te chorobę, trochę wolno nam idzie wprowadzanie smaków, bo gotuję sama, a na ryneczek nie ma jak wyskoczyć. Dlatego na razie spróbował tylko marchewki, ziemniaczka, brokula, banana i jabłko. Bardzo mu wszystko smakuje i z jedzeniem z lyzeczki najmniejszych problemów nie ma. Ostatnio spory kryzys finansowy nas dopadł i czasami gramy w Lotto. Niestety miliony nie chcą do nas przyjść, ale Starszej udało się raz skreślić trójkę, a Młodsza miała nawet 4, 105 zł wpadło do kieszeni ma kolejne kupony ;-) W tym całym kryzysie najgorsze jest to, że nie możemy zapisać Starszej na balet. A tak czekała na to prawie cały rok. A ma dziewczyna ogromne predyspozycje do tego. Bez żadnego ćwiczenia wcześniejszego potrafi wykonać bardzo dobrze kilka figur baletowych. Ale cóż,mądra jest i zrozumiała. Może jak coś się polepszy to da radę w trakcie zajęć ja zapisać. Młodsza za to cała happy., że w końcu znów może chodzić do przedszkola. Czuje się tam całkiem jak w domu. Nie było ani jednej łzy, ani jednego problemu z aklimatyzacja. Wczoraj był piknik rodzinny, właśnie z przedszkola. Poszły same z Panem Mężem. Na pikniku tata był potrz ebny tylko po to, by w konkurencjach zdobywał dla córek lizaki. I takim oto sposobem tatuś skakał w worku, aż się przewrócił, przyciągał linę i coś jeszcze :-) A po przeciaganiu liny Młodsza podbiegła do Niego, rzuciła się na szyję z okrzykiem "Brawo tatuś! Wspaniały jesteś!" Cudowną mam rodzinkę :-)

wtorek, 20 sierpnia 2013

Wakacje

Przedszkole, do którego uczęszczają Diablice od dziś do 2 września zamknęło swe podwoje. Zaczęły się więc, tak bardzo wyczekiwane, zwłaszcza przez Starszą, wakacje. Przez szanownych rodziców troszkę mniej upragnione, ale to taki szczegół mały. Dzień zaczął się bardzo miło - strzelającą na wszystkie strony pampersa, a później i bodziaka, i przescieradła, kupą Ssaka. Właściwie to nie wiem czy to jeszcze wirus krąży pi jelitach czy może zęby idą albo inne dziadostwo. Fakt, faktem, że kupa duża, a po niej spać się delikwentowi nie chciało, nie zważając kompletnie, zw na zegarze dopiero 5 rano wskazuje... Trochę sie chłopak pozbawił, trochę pośpiewał, bo ostatnio uwielbia ćwiczyć swój głosik, zwłaszcza w tych wyższych rejestrach, aż w końcu zaczął nerwy pokazywać czyli spać mu się zechciało kilka minut po 6. Ale to nie takie proste, bo cosik cycuś nie odpowiada, drugi też nie. Smoczek ble, bez smoczka krzyk, ale jakoś w końcu udało się spacyfikowac Ssaka. Nie minęło jednak pół godziny, gdy Panny zaczęły wypełzać ze swej ciemni. I oczywiście z okrzykiem takim jakby co najmniej jedna drugiej palce poobcinała. Oj jak miałam ochotę porozstawiać po wszystkich kątach w domu, ale wiedziałam, że skończy się to wielkim rykiem już nie na dwa a na trzy głosy. Szybko więc zaciągnęłam je do ich jaskini i udobruchałam bajkami. Długo laba nie trwała, bo Młody śpi jak mysz pod miotłą i zaraz się obudził. Pierwszy dzień poligonu czas zacząć. Śniadanie obyło się bez większych dramatów, jedynie okazało się, że Starsza jednak chciała jajo, zamiast wcześniej ustalonej bułki z dżemem. Po śniadaniu bez awantury zgodziła się założyć legginsy, a nie wykłócała się o sukienkę, tylko bluzka jej nie odpowiadała. Ale tu autorytetem okazał się jedna Tatuś i uwierzyła w to, iż świetnie w tej bluzce wygląda i na dodatek modnie. W związku z tym, ze dziś wtorek, dzień targowy, poszliśmy na ryneczek, uzupełnić braki w warzywach i owocach. Ładne wrzosy zaczynają już gościć na stoiskach, ale to tak na marginesie :-( Potem zakupy innych produktów spożywczych w sklepie, zwanym przez niektórych biedulą i powrót do domu. Na bank i to jak najszybciej trzeba Młodszej kupić kalosze. Dziś cały czas padało, a ona zamiast iść, to najnormalniej w świecie skakała w kałuże. Spodnie mokre do kolan... Na drugie śniadanie zażyczyły sobie pączki z marmoladą, po czym w domu okazało się, że Młodsza nie lubi, cieTakawe... Po drzemce Młodszej,i krótkim przesunięciu oczu przez Ssaka wyszliśmy na dwór. Diablice nawet ok, chciały podziałac coś artystycznie, ale Ssak nie chciał dziś kompletnie współpracować. Choć właściwie go rozumiem, bo przecież, gdy one chodzily do przedszkola, to on miał w tym czasie spacer i dłuższe spanie. Pan Mąż zorganizował sobie jakieś spotkanie odnośnie pracy, więc ani jednym Wampirkiem nie mógł się zająć. Na dworze mokro, plac zabaw w błocie, więc trzeba było coś innego wymyślić, by wszystkich zadowolić. Bieganie po parku. Dosłownie, bo gdy tylko weszliśmy na tereny zielone, Dziewczynom się motorki włączyły. Same sobie wymyśliły zabawę w chowanego i obskoczyły większość krzaków w parku. Trawa oczywiście mokra, ale co tam grunt, że zabawa dobra, a Ssak może chwilę pospać. Gdy się znudziło i zaczęły za bardzo zbliżać się do strumyczka, mały bi mały, ale nogi zmoczyć można, a Młodsza i bez tego znów mocno kaszle, trzeba było wymyślić coś bezpiecznego i ciekawego. Kasztany i żołędzie jeszcze nie spadają z drzew, ale drzewa też da się "wykorzystać". Bo przecież, żeby duże rosłdzieci muszą drzewa przytulić, więc tuliły chętnie. Czasem razem, czasem osobno, ale większość drzew i drzewek rosnących na naszej drodze została przytulona, a nawet obdarzona przez Młodszą miłym "Jak się masz?" :-D Nawet fajny był ten dzień.